sobota, 11 października 2014

Jily

- Evans! - Lily odwróciła się słysząc swoje imię i mimowolnie westchnęła.
James Potter zgrabnie lawirował pomiędzy uczniami tłoczącymi się na korytarzu. Wiele dziewczyn posyłało w jego kierunku tęskne spojrzenia, ale on zdawał się to ignorować.
- Nie, Potter. Tym razem nie dam ci odpisać zadania z transmutacji - Lily odgarnęła za ucho niesforny kosmyk rudych włosów i ruszyła przed siebie.
Chłopak zaczął iść tyłem, by nie spuścić z niej wzroku.
- Nie o to chodzi - przez moment dziewczynie zdawało się, że zobaczyła w jego oczach zakłopotanie, ale znikło tak szybko jak się pojawiło. - Wiesz... 1 lutego mamy wyjście do Hogsmeade i pomyślałem, że możemy pójść razem.
Dziewczyna wywróciła oczami.
- Ile razy mam ci jeszcze powtarzać? Nie wybieram się w walentynki do Hogsmeade.
- Wiedziałem. Spotykasz się ze Snapem, co?  - w jednej sekundzie uśmiech zniknął mu z twarzy.
- Nie! - Lily krzyknęła tak głośno, że kilku uczniów przerwało rozmowy i spojrzało na nich zaciekawionym wzrokiem.
- Ochłoń księżniczko - do uszu rudowłosej dobiegł wesoły głos.
Syriusz opierał się o ścianę. Miał taki uśmiech jakby słyszał całą ich rozmowę.
- Syriusz, co ty tu... - James zmierzył przyjaciela gniewnym spojrzeniem.
Chłopak uniósł ręce w obronnym geście.
- Wcale nie podsłuchiwałem. Tylko przechodziłem obok. A wracając do tematu... Lily, serio umawiasz się ze Smarkerusem?
- Nie nazywaj go tak - syknęła lodowato i pobiegła w stronę dormitorium.
- I co zrobiłeś - James walnął przyjaciela w tył głowy.
***
- Narada bojowa numer trzysta osiemdziesiąt dwa na temat Lily zostaje otwarta - ogłosił James oficjalnym tonem. On, Syriusz, Remus i Peter siedzieli w kręgu, w swoim dormitorium. - Temat przewodni: jak wyciągnąć Lily Evans do Hogsmeade.
Glizdogon  cicho westchnął.
- Serio, chłopie. Podziwiam cię za twoją wytrwałość - mruknął Lunatyk z trudem powstrzymując ziewnięcie. 
Syriusz również nie wykazywał zainteresowania tą sprawą.
- Nie chcę być wredny, ale... może sobie odpuścisz? No wiesz, w szkole jest tyle ładnych dziewczyn. Wiele z nich dałoby się pokroić, by umówić się z tobą - Łapa poklepał przyjaciela po plecach i wstał kończąc tym spotkanie. Zawsze tak to się kończyło. James nie miał żadnego planu i tracił Lily z każdym dniem coraz bardziej. Westchnął i poczłapał do łóżka.
Jedno było pewne: nie odpuści sobie.
***
 Po porannych zajęciach eliksirów James wyśledził Lily i ruszył za nią gotowy do akcji. Co prawda nie miał planu, ale zawsze można pójść na żywioł, prawda? 
- Hej, Liluś.
- Jezu, Potter - dziewczyna odwróciła się ze znudzonym wzrokiem. - Możesz mnie tak nie nazywać?
- Co tylko zechcesz - mrugnął do niej.
- Mam dużo zadań. Porozmawiamy później - przyspieszyła.
- Możemy pogadać teraz? - zapytał, zagradzając jej drogę.
- O czym? Jesli znowu masz obrażać Snape'a...
- Nie chodzi o Smarke... Snape'a tylko o coś innego. Coś ważniejszego.
- Ach tak? - prychnęła.
- Czemu nie dasz się zaprosić? - walnął prosto z mostu.
Lily przez chwile nie wiedziała co powiedzieć. Chyba myślała, że chłopak ma jej coś jeszcze do powiedzenia. 
- Zależy mi na tobie - dodał. Poczuł, że przesadził, ale nie mógł się powstrzymać. - Nie rozumiem czemu mnie ignorujesz.
- Lubię cię - Lily spojrzała na Jamesa i uśmiechnęła się lekko. - Ale bardzo się od siebie różnimy.
- Przeciwieństwa się przyciągają - odparł, ale wiedział do czego zmierza dziewczyna. 
- Chodzi o to, że... nie pasujemy do siebie.
- Jesteś moim chodzącym ideałem. Jak mogłabyś do mnie nie pasować? - znienawidził się za tę błagalną nutę w swoim głosie, ale nic nie mógł na to poradzić.
Przez chwile miał wrażenie, że rudowłosa powie coś w stylu "ale ty nie jesteś moim ideałem" jednak ona milczała. 
Przemówiła dopiero po dłuższej chwili.
- Chcę iść z tobą 1 lutego. Ale... jako przyjaciółka - z całych sił starała się nie odwrócić wzroku od jego oczu.
- Naprawdę tego chcesz? 
- Tak - przytuliła go mocno, czując jak ogarnia ją bezradność. Jednak James stał sztywno wpatrując się w jakiś niewidzialny punkt.
- Pewnie masz rację - odsunął się od niej i spuścił wzrok. - Tak będzie lepiej.
Po czym odszedł zostawiając ją samą. W oddali zagrzmiało i pierwsze krople deszczu zaczęły spadać na ziemię i mieszać się ze łzami dziewczyny. Czy naprawdę tego chciała? Czemu nie mogła się pogodzić z tym, że tak bardzo go kocha?